Po 2giej w nocy dotarliśmy do Św. Katarzyny. Za oknem ciemno zimno i leja, a my mamy ruszać w nieznane. Słowo się rzekło, więc o 2:30 opuszczamy auto i wyruszamy na pierwszy szczyt należący do Korony Gór Polski - Łysicę. W koło las, mokro i ślisko, ale co to dla nas :-) Na szczycie jesteśmy o 2:52. Dziwne czy kurtki mają uszkodzone membrany, jacyś tacy mokrzy jesteśmy. Krótka sesja zdjęciowa w strugach deszczu nie wychodzi najlepiej, ale kto był na szczycie to pozna. Pora wracać do auta. Ja chcę zmienić ciuchy, gdzie moje buty? No cóż, trzeba na nowo się przepakować. Tym razem do akcji wkracza „ekspert”. Miny ekipy nietęgie. W środku nocy mamy wszystko wypakować? No dobra. Na szczęście przy wejściu na szlak stoi altana. Przynajmniej na głowę nie będzie kapało. Wszyscy przebrani, auto spakowane. Cud? Czy jakie licho, w bagażniku jest jeszcze miejsce :-) No to w drogę. Ciekawe jak wyglądają Bieszczady na żywo. Z Wrocławia to kawał drogi, a co dopiero z Elbląga. No to będzie nasz kolejny pierwszy raz.